Uwaga na banki!

Ponieważ ostrzegam wszystkich moich znajomych, nie pozostaje mi nic innego jak zrobić to samo na blogu.

Przestrzegam przed korzystaniem z kart kredytowych – ich spłata może okazać się bardzo skomplikowana. Nie mówię tutaj o kartach, o które sami się staramy – w tym przypadku akceptujemy warunki, mówię o kartach, które przychodzą pocztą, dostajemy je „za darmo”, bez starania się o nie.

Gdzie jest haczyk? Haczyk jest w opłacie minimalnej, którą musimy co miesiąc płacić w przypadku korzystania z karty. Karta ma to do siebie, że bardzo kusi, co więcej, nie widzimy jak w przypadku gotówki kurczącego się portfela. Wydajemy i…

i co miesiąc musimy do konkretnego dnia opłacić minimum, jeśli tego nie zrobimy, bank uprzejmie nam o tym przypomni, listem, w kopercie z makulatury, wartym ok 40zł. Oczywiście bank nie zapomni również naliczyć stosownych kar za nasze niedbalstwo.

Ok. O ile opóźnienie w spłacie wynika faktycznie z naszego niedopatrzenia, o tyle opłata minimalna obliczona jest w ten sposób, że większość stanowią opłaty związane z naszą, nazwijmy to obsługą, a tylko część to faktyczna spłata zadłużenia. W ten sposób, nawet niewielki kredyt będziemy spłacać przez długi okres czasu fundując tym samym premię prezesów.

Proponuję nie dać się skusić – po prostu. Karty odsyłać, jeśli potrzebujemy pieniędzy, o kartę w każdej chwili możemy się zwrócić. Tego typu miłe niespodzianki na prawdę nie są Wam potrzebne.

I jeszcze na koniec proste obliczenie. Załóżmy, że bierzemy kredyt mieszkaniowy. W wysokości 200 000 zł na 30 lat. Niech będzie on oprocentowany 7%. Czy wiesz, ile oddasz do banku?

7% w skali roku to 7*30 w skali 30 lat. 210% odsetek od tego kredytu wynosi na okrągło 400 000 zł. To tylko odsetki. Dodaj faktyczne zadłużenie i w sumie oddajesz do banku 600 000zł…